
Nowe powołania dla nowej Europy. In Verbo Tuo…
Wychowywać
35. «On zaś ich zapytał: «Co to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze?». Zatrzymali się smutni. A jeden z nich imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: «Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało». Zapytał ich: «Cóż takiego?» Odpowiedzieli Mu: to co się stało z Jezusem Nazarejczykiem, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu…» Na to On rzeki do nich: «O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?» I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego. Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: «Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił. Wyszedł więc, aby zostać z nimi» (Łk 24,17-29).
Po siewie, na drodze towarzyszenia chodzi o wychowanie młodego człowieka. Wychowywać w znaczeniu etymologicznym tego słowa, to jakby wydobywać na zewnątrz (e-ducere) z niego jego prawdę, to, co ma w sercu, także to, czego nie wie i nie zna o sobie: słabości i aspiracje, by wspomóc wolność odpowiedzi powołaniowej.
a) Wychowywać do poznania siebie
Jezus zbliża się do dwóch i pyta ich, o czym rozmawiają. On to wie, lecz chce, by to zamanifestowali wobec samych siebie, wyrażając w słowach ich smutek i rozwiane nadzieje. Pomaga im w uświadomieniu ich problemu i prawdziwego motywu ich niepokoju. W ten sposób obaj są praktycznie zmuszeni do ponownego odczytania najnowszej historii i ukazania prawdziwego motywu ich smutku.
«A myśmy się spodziewali». Wydaje się jednak, że historia poszła w odwrotnym kierunku niż ich oczekiwania. W rzeczywistości, przeszli oni nawet wszystkie znaczące doświadczenia w kontakcie z Jezusem, «potężnym w czynie i słowie» lecz ta droga wiary jakby nagle została zerwana wobec niezrozumiałego wydarzenia cierpienia i śmierci Tego, który powinien byłby wyzwolić Izrael.
«A myśmy się spodziewali…». Jak nie rozpoznawać w tej niedokończonej historii losów tylu młodych, którzy wydają się być zainteresowani orientacją powołaniową pozwalają na sprowokowanie się i wykazują dobrą predyspozycję, lecz później zatrzymują się przed dokonaniem wyboru? Jezus w jakiś sposób zmusza obu do przyznania się do rozdźwięku między ich nadziejami i planem Bożym w Nim ukonkretnionym; między ich sposobem rozumienia Mesjasza i jego śmiercią na krzyżu, między ich tak ludzkimi i interesownymi oczekiwaniami a znaczeniem zbawienia, które przychodzi z góry.
W ten sam sposób jest ważna i rozstrzygająca pomoc młodym w wyłonieniu podstawowej dwuznaczności: tej zbyt ziemskiej interpretacji skupionej wokół «ja», które czyni trudny lub wręcz niemożliwy wybór powołaniowy lub daje odczuć nadmierne wymagania powołania, jakby Boży plan był wrogiem ludzkiej potrzeby szczęścia.
Ilu młodych nie przyjęło wezwania powołaniowego nie dlatego, że byli nieszlachetni i obojętni lecz po prostu dlatego, że nie udzielono im pomocy w poznaniu samych siebie, w odkryciu ambiwalentnych i pogańskich korzeni niektórych schematów myślowych i uczuciowych, w wyzwoleniu się ze swoich lęków i działań obronnych, świadomych i nieświadomych wobec samego powołania. Ile dokonało się aborcji powołaniowych z powodu tej pustki wychowawczej.
Wychowywać znaczy przede wszystkim spowodować wyjście na jaw rzeczywistości własnego «ja», takiego jakie ono jest, jeżeli chce się potem doprowadzić do tego jakim powinno ono być. Szczerość jest podstawowym krokiem do osiągnięcia wolności lecz w każdym przypadku konieczna jest zewnętrzna pomoc dla dobrego zobaczenia wnętrza. Wychowawca powołaniowy musi zatem poznać zakamarki serca ludzkiego, by towarzyszyć młodemu człowiekowi w budowaniu prawdziwego «ja».
b) Wychowywać do tajemnicy
Tu rodzi się paradoks. Kiedy młody człowiek jest prowadzony do źródeł samego siebie i może spojrzeć w twarz także swoim słabościom i lękom, ma poczucie lepszego zrozumienia pewnych swoich postaw i reakcji, a równocześnie może bardziej zrozumieć rzeczywistość tajemnicy jako klucza do odczytywania swego życia i swojej osoby.
Konieczne jest, by młody człowiek zaakceptował niewiedzę, niemożność dogłębnego poznania siebie samego.
Życie nie jest całkowicie w jego rękach, gdyż życie jest tajemnicą, i z drugiej strony tajemnica jest życiem. Czyli tajemnica jest częścią «ja», które jeszcze nie zostało odkryte, jeszcze nie przeżyte i oczekuje, by być zrealizowane. Tajemnica jest tą rzeczywistością osobową, która musi jeszcze wzrastać, bogata życiem, możliwościami egzystencjalnymi i jeszcze nienaruszonymi, jest częścią zalążkową «ja».
Akceptacja zatem tajemnicy jest znakiem inteligencji, wewnętrznej wolności, pragnienia przyszłości i nowości, odrzucenia koncepcji powtórzeniowej, biernej i banalnej życia. Oto dlaczego na początku powiedzieliśmy, że duszpasterstwo powołaniowe musi być mistagogiczne, a zatem wychodzić z Tajemnicy Boga, aby poprowadzić do tajemnicy człowieka.
Utrata zmysłu poczucia tajemnicy jest jedną z poważniejszych przyczyn kryzysu powołaniowego.
Równocześnie kategoria tajemnicy staje się wstępną kategorią wiary. Jest możliwe i z pewnych względów naturalne, że w tym punkcie młody człowiek czuje narodzenie w sobie jako pewnej potrzeby objawienia, pragnienia, by sam Autor życia odsłonił mu sens i miejsce, jakie ma w nim zająć. Kto inny oprócz Ojca może dokonać takiego odsłonięcia?
Z drugiej strony, nie jest ważne, by młody człowiek odkrył natychmiast (lub by przewodnik wyczul bezpośrednio) drogę, którą każdy musi pójść. Liczy się, by odkrył i zdecydował w każdym wypadku, umieszczenie poza sobą w Bogu Ojcu poszukiwania podstawy swojej egzystencji. Prawdziwa droga powołaniowa prowadzi zawsze i pomimo wszystko do odkrycia ojcostwa i macierzyństwa Boga!
c) Wychować do czytania życia
W Ewangelii Jezus zaprasza dwóch z Emaus, by w jakiś sposób wrócili do życia, do tych wydarzeń, które były przyczyną ich smutku, poprzez mądrą metodę czytania: zdolną nie tylko do ponownej rekonstrukcji wydarzeń wokół centralnej wartości, lecz do rozszyfrowania w tajemniczym paśmie egzystencji ludzkiej, głównego wątku boskiego planu. Jest to metoda, którą można byłoby określić jako genetyczno-historyczną, nadającą się do poszukiwania i znajdowania we własnej biografii kroków i śladów Boga, a zatem także i głosu, który wzywa. Taka metoda jest zarazem dedukcyjna i indukcyjna, lub historyczno-biblijna. Wychodzi ona bowiem od objawionej prawdy i jednocześnie rzeczywistości historycznej faworyzując w ten sposób nieprzerwany dialog między bogactwem przeżywanego doświadczenia podmiotowego (fakty przytoczone przez dwóch uczniów) i odniesieniem do Słowa «I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego» (Łk 24,27). Ponadto wskazuje w normatywności Słowa i w centralności tajemnicy paschalnej Chrystusa umarłego i zmartwychwstałego dokładny punkt interpretacji wydarzeń egzystencjalnych, nie odrzucając żadnego z wydarzeń, szczególnie tych trudniejszych i boleśniejszych «Czyż Mesjasz nie miał tego wycierpieć, aby wejść do swej chwały?» (Łk 24,26).
Lektura życia w ten sposób staje się działaniem nie tylko psychologicznym, ale w wysokim stopniu duchowym, gdyż prowadzi do rozpoznania w nim wyraźnej i tajemniczej obecności Boga i Jego Słowa.[1]Proposizioni, 12. Wewnątrz tej tajemnicy pozwala na powolne dostrzeżenie nasienia powołania, które sam Ojciec siewca wrzucił w bruzdy życia. To nasionko choć małe, zaczyna być teraz widoczne i zaczyna wzrastać.
d) Wychowywać do usilnego błagania
Jeżeli lektura życia jest działaniem duchowym to prowadzi nieodzownie osobę nie tylko do uznania potrzeby objawienia, lecz również do uwielbiania go modlitwą błagalną. Wychowywać, znaczy przywoływać prawdą o swoim «ja». Takie przywoływanie rodzi się ściśle z modlitwy, która jest bardziej modlitwą zaufania niż prośby, modlitwą podziwu i wdzięczności; jest niczym walka i napięcie, niczym bolesne «wydobywanie» własnych ambicji, by przychylić się ku oczekiwaniom, prośbom, pragnieniom Drugiego: Ojca, który w Synu może wskazać temu, kto poszukuje, drogę, którą ma iść.
Modlitwa zatem staje się miejscem rozpoznania powołania, wychowania do słuchania Boga, który wzywa, gdyż każde powołanie ma swoje źródło w cierpliwej i ufnej modlitwie błagalnej; wspartej nie przez żądanie natychmiastowej odpowiedzi, lecz przez pewność lub nadzieję, że usilne błaganie nie może nie być wysłuchane i pozwoli w odpowiednim czasie odkryć temu, który prosi, swoje powołanie.
W epizodzie z Emaus wszystko to zostaje ukazane kluczowym wyrażeniem, być może najpiękniejszą prośbą która wyszła z serca ludzkiego: «Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił» (Łk 24,29). Jest to błaganie kogoś, kto wie, że bez Pana w życiu natychmiast zapada noc, bez Jego słowa powstaje ciemność niezrozumienia, lub zniekształcenie tożsamości; życie jawi się bez sensu i powołania. Jest to błaganie kogoś, kto jeszcze, być może, nie odkrył własnej drogi, lecz czuje, że będąc z Nim, odnajdzie samego siebie, gdyż tylko On ma «słowa życia wiecznego» (J 6,67-68).
Tej formy modlitwy błagalnej nie nabywa się spontanicznie, ale potrzebuje ona długiej praktyki. Nie nauczy się jej samemu, lecz z pomocą tego, kto już nauczył się słuchać ciszy Boga. Nie każdy może nauczyć się takiej modlitwy, lecz tylko ten, kto jest wierny swemu powołaniu.
Jeżeli zatem, modlitwa jest naturalną drogą poszukiwania powołaniowego, to dzisiaj tak jak dawniej, lub jeszcze bardziej niż dawniej, są konieczni wychowawcy powołaniowi, którzy by się modlili, którzy by się uczyli modlić i wychowywaliby do modlitwy błagalnej.
This Post Has 0 Comments